czwartek, 29 kwietnia 2010

Dai-bosatsu toge - Sword of Doom - MIECZ ZAGŁADY

Omawianie filmów zacznę nieco przekornie - wcale nie od jednego z filmów przy opracowaniu których brałem ostatnio udział (ich lista we wcześniejszym poście), lecz odniosę się do filmu wypuszczonego ostatnio na polski rynek przez wydawnictwo BLINK. Uczynię tak z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, iż oceniam ten film jako wybitny i znaczący dla rozwoju kinematografii światowej i w związku z tym uważam, że powinien on być polskiej publiczności odpowiednio przedstawiony, po drugie dlatego, że napisanej przez siebie recenzji nie byłem w stanie umieścić nigdzie indziej, a to ze względu na ograniczoność miejsca przeznaczonego na takie sprawy. A przecież warto i jest o czym pisać …

Film Kihachiego OKAMOTO z roku 1965 o japońskim tytule Dai-bosatsu toge jest dobitnym przykładem twórczości filmowej takiego rodzaju, jaka powstawała z przeznaczeniem przede wszystkim na rynek krajowy, czyli dla widza obznajmionego z realiami historycznymi oraz kontekstem kulturowym prezentowanego dzieła. Niektóre z takich dzieł, czasami celowo, (np. ze względu na ich wybitne walory), lecz chyba częściej na skutek zbiegu okoliczności, prezentowane są kręgowi odbiorców szerszemu niż rodzimy, jednak wówczas – o ile trafiają one do nie przygotowanej odpowiednio publiczności filmowej – mają prawo budzić konsternację wynikającą z niezrozumienia, częściowego zrozumienia lub nawet opacznego zrozumienia ich treści. Z sytuacją taką będziemy teraz mieli do czynienia coraz częściej, choćby w rezultacie nieograniczonego już niemal dostępu do obfitego dorobku kultury światowej, do czego wydatnie przyczynia się Internet, ale także dzięki możliwość nabywania różnorakich filmów poprzez rozbudowaną międzynarodową sieć sprzedaży wysyłkowej. W takich przypadkach mamy jednak raczej do czynienia z problemami odbioru indywidualnego, za które przecież nikt nie weźmie odpowiedzialności. Nieco gorzej, kiedy jakieś wydawnictwo decyduje się na zakup licencji na rozpowszechnianie egzotycznego tytułu, po czym – po zaledwie pobieżnym opracowaniu rodzimej wersji językowej - udostępnienia go szerokiej acz niezbyt przygotowanej publiczności, rzucając ją od razu na głęboką wodę, nie tylko bez sprawdzenia jej umiejętności pływania, ale i bez wskazania gdzie można znaleźć koła ratunkowe.
Obawiam się, że tak właśnie może być w przypadku filmu Miecz zagłady Kihachiego Okamoto.

Film ten prawdopodobnie porazi nieprzygotowanego widza jako doświadczenie absurdalnej przemocy, podążającej śladem nihilistycznego japońskiego szermierza, poczynając od pozornie niczym nie uzasadnionego zamordowania przez niego bezbronnego starego człowieka, aż do scen finałowych, które wyglądają jak próba unicestwienia ludzkości przez szaleńca, kiedy szermierz ów, w stanie jakowejś ekstazy, dokonuje pogromu niezliczonej armii napastników, najpierw urojonych, a później realnych.
Film jest wielowątkowy i niemal każdy z nich wymagałby dodatkowego objaśnienia, natomiast całość filmowego obrazu oraz jego przesłanie domagają się jakichś komentarzy.

Z racji tego, że film ten uważam za wybitny i znaczący, i to nie tylko dla kinematografii japońskiej, spróbowałem czegoś takiego dokonać.

Najpierw ogólna uwaga odnośnie wątków historycznych, stanowiących szersze tło dla dramatycznych wydarzeń jednostkowych pokazanych w tym filmie. Jego dość zawiła akcja jest umiejscowiona w latach 60tych XIX wieku, w okresie zwanym Bakumatsu, etapie schyłkowym szogunatu Tokugawów. Ten niezwykle dramatyczny okres charakteryzował się znaczną dezintegracją japońskiego społeczeństwa, rozdartego na krwawo zwalczające się stronnictwa – jedno z nich pragnęło zachować dotychczasowy układ sił politycznych, natomiast drugie dążyło do przywrócenia autorytetu władzy cesarskiej oraz do wypędzenia z kraju intruzów-cudzoziemców. To niechlubny okres historii Japonii, wypełniony politycznymi morderstwami, dokonywanymi przez obydwie strony - i to nie tylko przez zdegenerowane indywidua, ale również przez grupy paramilitarne przynależne do fanatycznych frakcji; w tym filmie jedną z nich jest grupa Shinchogumi, która przygotowuje szereg morderstw politycznych i dla której bohater filmu stanowi cenny nabytek ze względu na swoje niesamowite umiejętności szermiercze.
Do charakterystyki tego okresu należał również fakt pojawienia się wówczas wielu ambitnych jednostek, wcale niekoniecznie wywodzących się z warstwy samurajskiej (takich np. jak Hachiro Kiyokawa, czy Isami Kondo), które usiłowały wykorzystać powstały zamęt społeczny dla zrobienia kariery osobistej, niekoniecznie kierując się przesłankami ideowymi, lecz po prostu sprzedając swe umiejętności jednej lub drugiej stronie konfliktu. Trafiały się również jednostki wyraźnie psychopatyczne – takie właśnie jak główny bohater naszego filmu, czyli Ryunosuke Tsukue – dla których już sama okazja do zabijania mieczem stanowiła źródło przyjemności, trudnej do zrozumienia przez przeciętnego śmiertelnika satysfakcji.
To tyle na temat podłoża historycznego w ramach krótkiej recenzji. Osobom, które chciałyby bliżej poznać ten niezwykły okres, warto polecić książkę Romulusa Hillsborougha pt. Shinsengumi. Ostatni wojownicy szoguna, wydaną przez Dom Wydawniczy BELLONA w roku 2005, w której ten okres, frakcje, grupy i historyczne postacie opisane są bardzo szczegółowo. Zapoznanie się z powyższą lekturą pozwoli rozpoznawać te z nich, które zostały zobrazowane w tymże filmie, takie jak Isami Kondo, czy Kamo Serizawa, ale przede wszystkim ułatwi zrozumienie motywów ich postępowania. Kilka spośród historycznych postaci tego okresu bardzo przypominało swą postawą naszego fikcyjnego bohatera, któremu nie brak było rzeczywistych pierwowzorów. Znajomość tej lektury może również się przydać w związku z planami wydania w Polsce filmu Yojiro TAKITY pt. Gdy dobyto ostatni miecz z roku 2003 (tyt.ang. When The Last Sword Is Drawn, tyt. jap. Mibu gishi den), który dotyczy tego samego okresu historii Japonii, tych samych frakcji, grup i ludzi oraz związanych z nimi wydarzeń.

W filmie Miecz zagłady (którego tytuł angielski, The Sword of Doom, powinien być raczej przełożony jako Miecz przeznaczenia) wątki melodramatyczne oraz związane z nimi przesłania moralne są znacznie lepiej rozwinięte niż wątki polityczne.
Fabuła koncentruje się na cynicznym i parającym się krwawą robotą roninie, który jest wcieleniem zła i okrucieństwa. W tę demoniczną postać wcielił się wybitny aktor Tatsuya Nakadai, tworząc chyba jedną z najwybitniejszych ról w swoim obszernym, bo liczacym ponad sto filmów repertuarze; widz polski zna tego aktora przede wszystkim z wyśmienitych ról w filmach Harakiri i Bunt. Postać jaką Nakadai zagrał w Mieczu zagłady mrozi krew w żyłach i często jest aż bolesna do oglądania – jego twarz, a właściwie to język jego całego ciała wyrażają cynizm i okrucieństwo; jedyne przebłyski uciechy w jego martwych oczach pojawiają się jedynie wtedy, gdy zabija. Niewiele wiemy o jego przeszłości poza tym, że pomimo jego wysokich umiejętności szermierczych został usunięty ze szkoły kendo/kenjutsu, prawdopodobnie na skutek mocno niewłaściwego postępowania. Naszego antybohatera poznajemy w momencie kiedy zabija bez powodu starego człowieka, a następnie gdy wykorzystuje seksualnie Ohamę (aktorka Michiko ARATAMA), żonę jednego ze swoich szermierczych konkurentów, po czym – pomimo złożonej obietnicy - zabija jej męża drewnianym mieczem bokken w trakcie zawodów szermierczych. Znikomym dla Ryunosuke usprawiedliwieniem może być fakt, że został do tego sprowokowany przez zazdrosnego i pragnącego pomścić hańbę zdrady małżeńskiej Bennojo, i raczej niewielkim odkupieniem winy zabójstwa może być fakt, że przygarnął jego wcześniej rozwiedzioną i wkrótce owdowiałą żonę oraz zapewnił utrzymanie ich dziecku. Dalsze życie Ryunosuke będzie już wypełnione ustawicznym zabijaniem, które stanie się właściwie jedyną treścią jego życia.

Pojawiają się w tym filmie także inne, melodramatyczne wątki, ściśle sprzężone z wydarzeniami, których złowieszczym współtwórcą bądź uczestnikiem był nasz socjopatyczny bohater. Składają się nań życiowe losy osieroconej Omatsu (aktorka Yoko NAITO), której to właśnie dziadka zabił Ryunosuke, i która została oddana przez swego przyszywanego wujka, złodziejaszka Shichibeia (aktor Ko NISHIMURA) pod opiekę bukieciarce, usiłującej sprzedać niewinność dziewczęcia miejscowemu lowelasowi, a kiedy się to nie udało - po prostu do burdelu. Dziewczę zakochuje się w międzyczasie młodym przystojnym Hyomie Utsukim (aktor Yuzo KAYAMA), który okazuje się być bratem człowieka zabitego podczas turnieju przez Ryunosuke i pragnącym go pomścić.
Dokonanie zemsty na Ryunosuke byłoby jednak dla Hyomy zbyt trudnym wyzwaniem. Jedyną osobą, która może go do tej walki odpowiednio przygotować (technicznie i psychicznie) jest nauczyciel kendo, Toranosuke Shimada (grany przez Toshiro MIFUNE). Sensei ów, będąc równie znakomitym co Ryunosuke mistrzem szermierki, stanowi absolutne przeciwieństwo charakterologiczne naszego głównego bohatera. W fantastycznej sekwencji, długiej i finezyjnie nakręconej w śnieżnej scenerii, poznajemy postawę psychiczną oraz umiejętności walki, jakie prezentuje ten pełen opanowania i dostojeństwa nauczyciel.
W międzyczasie Ryunosuke, wynajęty przez Serizawę Kamo, przywódcę grupy Shinchogumi, uczestniczy w kilku politycznych morderstwach, wykorzystując swój unikalny styl szermierki: mumio otonashi no kamae (postawa potulna, bez wyrazu). Niezwykle skuteczna, choć wyglądająca pozornie zwiotczale, pasywnie i bezwolnie - i przez to wprowadzająca w błąd przeciwników - oparta była o rewelacyjne wyczucie timingu (synchronizacji czasowej akcji i reakcji), pozwalając mu bez wysiłku eliminować oponentów. W końcu Ryunosuke zostaje wplątany w bratobójczy spisek, w którym ma odegrać rolę mordercy jednego z przywódców grupy zamachowców.

Finałowe sceny tego filmu są niezwykle ekspresyjną i niekończąca się sekwencją walk szermierczych; całe zło tkwiące w Ryunosuke dopada w końcu jego samego – w trakcie konfrontacji z pokrzywdzoną Omatsu nasz antybohater popada w obłęd i widzi na ścianach cienie wszystkich ofiar, które bezlitośnie pomordował. Bezskutecznie będzie rozcinać swym mieczem otaczające go parawany, aż do momentu kiedy te cieniste zjawy nie przerodzą się w rzeczywistych napastników. To, co później następuje, to jedna z najdłuższych i najlepiej nakręconych scen walki szermierczej, znakomita bitwa na miecze, która wydaje się nie mieć końca. Ryunosuke bezustannie i symbolicznie zabija niekończącą się liczbę przeciwników, tak jakby ta zacięta kontynuacja rzezi była w stanie kiedykolwiek uwolnić go od wroga wewnętrznego, ugasić jego własne pożądanie zabijania. Film kończy się stopklatką, która powinna uzmysłowić widzom, że droga obrana przez filmowego antybohatera nigdy nie dobiegnie końca, że nie sposób zabić wszystkich rzeczywistych czy urojonych przeciwników, natomiast zło i pasja tkwiące w naszym bohaterze wydają się być po prostu nieśmiertelne …

Parę zdań o samym filmie i jego twórcach.

Ekstremalna, choć mocno stylizowana przemoc obrazu Okamoto stanowi przejaw tego nurtu japońskiej twórczości filmowej, który była wyraźną inspiracją dla takich zachodnich twórców filmowych jak Sam Peckinpah, czy Sergio Leone. Film ten, zrealizowany w roku 1965 doskonale mieści się w trendzie antyheroicznych gatunków, jakie w tym czasie wypłynęły, zwłaszcza filmów gangsterskich oraz spaghetti westernów.
W swoim jednak gatunku, czyli tych japońskich filmów historycznych, dla których stosuje się nazwę chanbara, film ten nie był czymś szczególnie nowym - a jeśli nawet, to jedynie pod względem zagęszczenia ładunku zła emocjonalnego oraz zastosowania nowych środków ekspresji. Poprzedził go zresztą szereg innych, podobnych filmów, również takich, które powstały w oparciu o ten sam materiał źródłowy, czyli odcinkową powieść gazetową Kaizana NAKAZATO (1885-1944), która była publikowana przez ponad 30 lat (od roku 1913) pod tytułem Dai-bosatsu toge i już wcześniej doczekała się wielu inscenizacji, również filmowych. Film Miecz zagłady obejmuje zaledwie początkowy fragment tej powieści, której pełniejsze rozwinięcie można prześledzić w kilku trylogiach filmowych, autorstwa innych reżyserów, m.in Kunio Watanabe (1953), Tomu Uchidy (1957-59) lub Kenjiego Misumi i Kazuo Mori (1960-61).
Autor literackiego pierwowzoru ronina Ryunosuke, Kaizan Nakazato, który sam siebie uważał za ucznia literackiego Fiodora Dostojewskiego i Wiktora Hugo, pozostawał również pod wpływem idei chrześcijańskich i socjalistycznych. Konsekwentnie manifestował swą postawę pacyfistyczną począwszy od wojny rosyjsko-japońskiej w latach 1904-1905, a następnie podczas aktywności militarnej Japonii w latach 30tych i 40tych XX wieku. Powieść jego miała na celu pokazanie jak działa buddyjskie prawo karmiczne, głównie na przykładzie losów jej negatywnego bohatera, Ryunosuke Tsukue, jak również ukazanie w jak ogromnej mierze ścieżka zła, którą ten demoniczny bohater podążał, wytyczana była przez siły znajdujące się poza jego kontrolą. Stąd zresztą moja wcześniejsza sugestia, że film ten powinien raczej nosić polski tytuł "Miecz przeznaczenia".

Na zakończenie jeszcze parę uwag na temat niektórych artystycznych wartości tego filmu.

Epokę w jakiej film Miecz zagłady powstawał wyznaczały takie dzieła filmowe jak Tron we krwi (1957) Akiry Kurosawy czy Harakiri (1962) Masakiego Kobayashi. Większość obrazów samurajskich (a w owym czasie powstawało ich bardzo wiele) zdradzała tendencję do wyszukanej stylizacji walki, którą określa się jako szermierkę teatralną, dość mocno odbiegającą od szermierki rzeczywistej, bojowej. Na tym tle Miecz zagłady Kihachiego Okamoto w swoich licznych scenach walki: w pojedynku turniejowym Ryunosuke z Bunnojo, w sparringu podczas wizyty w szkole kendo Shimady, w bitwie stoczonej w śnieżnej scenerii, kiedy to Shimada dokonał pogromu grupy niedoszłych zamachowców, a zwłaszcza w apokaliptycznej walce finałowej - prezentuje swój nieco odmienny sposób przedstawienia scen szermierczych: dominuje w nich technika i precyzja cięć, ciągła zmiana perspektywy oraz świetna praca kamerzysty (Hiroshi MURAI).

Nie jest to jedyny film Kihachiego Okamoto o tematyce samurajskiej. Był on również twórcą innych filmów historycznych z podgatunku chanbara, takich jak: Warring Clans (1963), Samurai Assassin (1965), Kill! (1968), Red Lion (1969), Zatoichi Meets Yojinbo (1970), Jazz Daimyo (1986), czy wreszcie Vengeance For Sale (2001), które ten wybitny reżyser często dodatkowo ubarwiał swoistym satyrycznym humorem. Oczywiście nie był to jedyny gatunek filmowy w obszernej filmografii tego reżysera, którą można prześledzić choćby tutaj.
Autorem scenariusza do tego filmu był Shigenobu HASHIMOTO, legendarny współtwórca m.in. takich arcydzieł filmowych jak Rashomon (1950), Tron we krwi (1957), Ukryta forteca (1958) Akiry KUROSAWY, Harakiri (1962) i Bunt (1967) Masakiego KOBAYASHI, czy Samurajskie chorągwie (1969) Hiroshiego INAGAKI.
Twórcą świetnej muzyki do Miecza zagłady był artysta równie legendarny, Masaru SATO, który zilustrował swą muzyką ponad 200 japońskich filmów, wśród nich wiele nawet z tych nielicznych, które dotychczas zaprezentowano polskim fanom kina japońskiego.

1 komentarz:

  1. znakomity film, oglądałem go kilka miesięcy temu, wspaniałe pojedynki szermiercze, wpaniała gra dwóch wielkich aktorów, Nakadai i Mifune (choć ten drugi gra rolę drugoplanową raczej), o tym filmie można pisać tylko w samych superlatywach, to film z tych które trzeba oglądnąć..

    OdpowiedzUsuń